Władczyni mroku - K.C. Hiddenstorm | Recenzja
Tytuł: „Władczyni mroku”
Autor: K.C.Hiddenstorm
Wydawnictwo: Kobiece
Ilość stron: 403
Moja opinia: 4/10
|
Niedawno miała swoją premierę
książka „Władczyni mroku”, co do której przyznam szczerze,
miałam dość spore oczekiwania. Jakoś tak nie wiem skąd to się
wzięło, ale nastawiłam się na świetną historię z romansem
pomiędzy kobietą a diabłem w tle. I sam romans był, ale czy w
mojej opinii było to świetne... ale po kolei!
„Nigdy nie
przepraszaj za to, kim jesteś ani jaka jesteś [...]”
Ogólnie to zabrałam „Władczyni
mroku” ze sobą w podróż do Niemiec i zdecydowaną większość
drogi spędziłam na lekturze. I jak zaczęłam ze sporym
entuzjazmem, tak niestety, ale bardzo szybko ten entuzjazm straciłam.
Powiedzmy, że hmm no nie polubiłam się z tą książką...
czytając miałam nadzieję, że z czasem będzie lepiej, że to
tylko ten początek niezbyt przypadł mi do gustu, ale przeczytane
strony rosły, a sympatia nie wzrastała. I teraz szczerze przyznam,
że nie do końca wiem od czego zacząć, o czym pisać, bo w sumie
to prawie całą książkę przeczytałam na, jakby to określić,
takim autopilocie, żeby przeczytać.
Jedno słowo, które mi się nasuwa na
myśl o tej historii jest takie, że jest ona nieco... dziwna,
specyficzna. I nie jestem pewna, czy w dobrym tego słowa znaczeniu.
Kiedy już ją zaczęłam, nie umiałam się wkręcić i było ku
temu kilka powodów. Jednym z nich jest trochę ciężki styl
pisania, przez co nie czytało się tak łatwo, jakby się chciało.
A po drugie (i trzecie) – nie potrafiłam się połapać w
bohaterach, bo zbyt często i szybko były przeskoki z jednych
bohaterów do drugich – ta książka ma wiele wątków, bohaterów,
a rozdziały są króciutkie, bo zwykle strona lub dwie. Zanim
ogarnęłam o kim jest dany fragment i co się dzieje, to już był
koniec i następny i tak w kółko. Nieco chaotycznie zostało to
rozegrane, przez co trudno było mi się skupić na akcji i często
się gubiłam. Co najlepsze, po jakimś czasie zaczęłam się wręcz
zastanawiać o czym ta pozycja w ogóle jest, bo potraciłam się w
tym wszystkim i nie wiedziałam, co tak naprawdę jest głównym
problemem.
„Wieczność jest
zaledwie sekundą, moja miłość nie zna żadnych granic.”
Okej, o akcji co nieco powiedziałam,
czas na bohaterów. A było ich sporo, oj sporo. I nie powiem, że
źle wykreowani, czy coś w tym stylu – bo tutaj akurat muszę
autorce oddać, że nie byli oni wykreowani na odczepnego, wręcz
przeciwnie – o większości czegoś się dowiadujemy, czasem mniej,
czasem bardziej ważne rzeczy. Niemniej jednak, mnie osobiście
zabrakło „tego czegoś”, tej nici sympatii – nie mówię, żeby
koniecznie z wszystkimi, ale chociażby z Lucyferem i Megan. Bo
prawda jest taka, że ich los był mi zwyczajnie obojętny. Owszem,
byłam ciekawa, jak potoczą się ich losy, co ich czeka, jaki będzie
finał ich historii, ale jednocześnie gdy komuś podwinęła się
noga, to pozostawałam niewzruszona. Tutaj na chwilkę się zatrzymam
i przyznam, że takich momentów było sporo, bo co jak co, ale
K.C.Hiddenstorm nie bała się zranić swoich postaci. I u mnie
działa to jak najbardziej na plus! Nie wiem, jak wy, ale mnie coś
bierze, kiedy czytam książki, w których bohater z każdego
ciężkiego starcia wychodzi w nieskazitelnym stanie, jeśli już to
z jakimś drobnym zadrapaniem. We „Władczyni mroku” tak nie ma,
autorka często wystawia postaci na próbę, nieraz zostaną
zranieni, nawet i śmierć zagląda im w oczy.
Natomiast jeśli chodzi o Lucyfera i
Megan to powiem tak – jak jego tak nawet, nawet polubiłam, tak jej
kompletnie nie. Obojętnie w której wersji, zwyczajnie nie poczułam
do niej żadnej sympatii, wręcz mnie momentami irytowała,
denerwowała. Wydała mi się czasem zbyt lekkomyślna, naiwna, nie
wiem.
„Nie zna ni Bóg, ni
człowiek większej siły niż miłość i biada temu, kto stanie jej
na drodze”
Tak więc, jak się już pewnie
domyślacie, ja fanką tej książki niestety nie zostałam. A
szkoda, bo zapowiadała się naprawdę ciekawie – może miałam
zbyt wysokie wymagania? A może to po prostu nie był ten czas na
nią? Nie wiem. W każdym razie nie zamierzam mówić, że ta pozycja
jest zła, a już broń Boże nie mam zamiaru odwodzić was od
przeczytania jej. Bo co jak co, ale czegoś takiego nie lubię i nie
zrobię. Przecież każdy ma inny gust, a co za tym idzie – ile
ludzi tyle opinii. To, że mnie „Władczyni mroku” nie kupiła
nie znaczy, że wam się nie spodoba. Bo to, że ma grono wielbicieli
– wiem, bo widziałam kilka recenzji. Także wiecie, ja moje
odczucia przedstawiłam, a co z nimi zrobicie, czy sięgniecie, czy
nie – to już jest wasza decyzja.
Za możliwość
przeczytania bardzo dziękuję:
Do następnego!
Coś czuje, że miałbym problem z tą książką :( Może to połączenie Lucyfera z Megan. Niestety mam w głowie tylko jeden obraz Lucka i to ten z serialu :)
OdpowiedzUsuńRozumiem! :)
UsuńNa razie nie mam w planach, ale twoja recenzja zachęca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com
:)
UsuńJa tej książki nie planowałam czytać, ale szkoda, że rozczarowała Cię ta pozycja. ;/
OdpowiedzUsuńJools and her books
No szkoda :/ Ale takie pozycje tez muszą się czasem trafić :p
UsuńDo tej pory nie zwracałam na nią uwagi, ale chyba się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńmyslizglowywylatujace.blogspot.com/
Rozumiem :)
UsuńSzkoda, ze taka niska ocena.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Nie oceniam po okładkach
No niestety :/
UsuńNie planowałam i nie planuję :) Nawet ciesze się, bo widzę, że nic szczególnego nie straciłam :D
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
W sumie racja :)
UsuńMuszę w końcu sięgnać po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że spodoba ci się bardziej niż mnie :)
Usuń