Womanizer - Katy Evans | Recenzja

Tytuł: „Womanizer”
Autor: Katy Evans
Przekład: Monika Wiśniewska
Wydawnictwo: Kobiece
Ilość stron: 270
Moja opinia: 9/10


Niedawno czytałam „Ladies Man” tej autorki, a ściślej rzecz biorąc - poprzednią część „Womanizera” (spokojnie, te dwie historie jak najbardziej można czytać osobno. Łączy je tylko jedna grupa bohaterów) i pokochałam tę historię. Lekkie pióro Katy, niezobowiązująca, ale przyjemna fabuła, ciekawi bohaterowie – czego chcieć więcej. „Manwhore” nadal nie przeczytałam, ale za to jakiś czas temu skończyłam właśnie „Womanizera” i no cóż, pochłonęłam go w jedno popołudnie :D

Nie gadaj, ale działaj. Nie mów, pokazuj. Nie obiecuj, udowadniaj. Twoje czyny i słowa zawsze powinny się pokrywać.”

W „Ladies Man” mieliśmy do czynienia z Tahoe i Giną (których, swoją drogą, uwielbiam!), natomiast tym razem Katy Evans postawiła na piedestale młodszą siostrę Tahoe – Olivię. Młoda dwudziestokilkulatka marzy o karierze, własnej firmie, ale ma przed sobą, jak każdy, trudne początki. Hmm... dla kogo trudne, dla tego trudne – Livia ma to szczęście, że jej brat przyjaźni się z właścicielem sporej i renomowanej firmy i załatwia jej tam staż. Myślę, że raczej każdy w tym momencie ma już w głowie zarys tego, jak potoczy się dalej jej historia ;p

Olivia, trzeba przyznać, nieco mnie zaskoczyła. I to na plus, oczywiście! Można by pomyśleć, że jest młodziutką i nieco głupiutką młodą dziewczyną, ale tak naprawdę jest ona silną kobietą, która uparcie dąży do celu, ale jednocześnie ma marzenia, jest przesympatyczna, pomocna i.. nie wiem... urocza? I ma najlepszego brata na świecie! Czy tylko dla mnie zachowanie Tahoe wobec Livii było co najmniej słodkie? Typowy starszy brat :D

Miłość to złudzenie. Im bardziej jej pragniesz, tym lepiej się ukrywa.”

Przejdźmy może już do Callana Carmichaela. Jaki on jest? No wiecie przecież (nawet jeśli nie znacie tej serii :P) – bogaty, przystojny iii kobieciarz. Ot, schematyczny facet z romansów. Co nie znaczy, że go nie polubiłam! Ale i tak Tahoe lepszy :D Choć no, Callana nie da się nie polubić, wspaniały z niego facet, nawet mimo jego początkowej niechęci do związków. Może i jest rażące podobieństwo do innych bohaterów tego typu książek, ale nie jest on taki sam, jest po prostu Callanem Carmichaelem. Podobny, ale zarazem zupełnie inny. I żeby nie było – jakoś nie mam nic przeciwko powielaniu tego schematu ;P

Oprócz tej dwójki, pojawia się również kilkoro innych bohaterów - głównie Ci, których znamy z poprzednich części tej serii, ale to na Liv i Callanie skupia się całość. Zdecydowanie ciesze się, że autorka nie zapomniała m.in. o Tahoe i Ginie, wątki z nimi były cudowne i jedyne, co mogłabym tutaj zarzucić to to, że było ich tak mało ;P

Czasami martwię się, że u schyłku życia dotrze do mnie, że nie zrobiłam niczego, na co miałam ochotę.”

Sama akcja „Womanizera” zaczyna się rozwijać bardzo szybko i nie zwalnia aż do końca, nie jest to nic nowego, odkrywczego, czy coś w tym rodzaju, ale czytało mi się z ogromną przyjemnością! Historia Callana i Olivii wciągnęła mnie od pierwszych stron i, jak już wcześniej wspomniałam, pochłonęłam ją w dosłownie kilka godzin. Zwyczajnie nie umiałam przerwać :D Jak to mówią... piękno tkwi w prostocie ;)

Wiecie co... ta historia jest prosta, przewidywalna, ale... piękna. W żadnym wypadku nie żałuję, że ją przeczytałam, a wręcz nawet mam ochotę przeczytać ją jeszcze raz i z pewnością kiedyś to zrobię :D Bo ta książka taka właśnie jest – na jeden wieczór, aby się odprężyć, odpocząć, a zarazem bardzo przyjemnie spędzić czas, z lekką lekturą w ręku. Jeśli szukacie więc niezobowiązującego, acz cudownego romansu – to zdecydowanie polecam ^^



I jeszcze kilka cytatów:
„Myślę, że babcia by go polubiła.
Ale jak nic nazwałaby go draniem.”

„Przeszkody się zdarzają. Trzeba je pokonać i przeć do przodu. Koniec pieśni.”

„Życie w strachu to żadne życie.
Żyj pełnią życia, moja Livvy.”

„Podobno dobrzy przyjaciele nigdy nie pytają, czy mogą przyjechać, oni po prostu to robią.”

„Jeśli czegoś pragniesz, zrób to dzisiaj. Nie ma gwarancji, że dożyjemy jutra”

„W nasz związek wchodzę całym sobą. Każdego dnia.”

Do następnego!






20 komentarzy:

  1. Takich pięknych lekkich i niezapomnianych książek czasami też potrzebujemy. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie muszę sięgnąć po książki autorki. Uwielbiam takie przystępne aczkolwiek piękne historie :)

    Pozdrawiam,
    toukie z ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie czytałam żadnej powieści o podobnej tematyce, dlatego chętnie poznam twórczość Katy Evans.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo wszystko... chyba nie dla mnie. Zwykle unikam typowych historii miłosnych jak ognia, a ta kojarzy mi się (może niesłusznie) z przeciętnym erotykiem. Chyba nie jestem typem romantyczki ;)

    Pozdrawiam cieplutko!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że jednak się nie skuszę. Czytałam jedną książkę autorki, ale jakoś mi nie podpasowała i jakoś mnie nie ciągnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja to sobie od jakiegoś już czasu obiecuję, że kiedyś ją przeczytam :D Na pewno mi się spodoba :D
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że już niedługo ci się uda! :D

      Usuń
  7. Czytałam tę książkę i jak dla mnie mimo wszystko ,,Ladies Man" była najlepsza.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze to świetne zdjęcie. serio, serio. A co do ksiażki, to chcę przeczytać! zachęciłaś :)
    pozdrawiam
    polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Czasem przewidywalność sprawdza się w książkach :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakoś lubię twórczość tej autorki, a książka jest cieniutka więc na pewno będę miała na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń

Hej! Zostaw proszę po sobie jakiś ślad ♥ Każdy jeden komentarz to dla mnie wielka motywacja! A jeśli spodobał Ci się mój blog to zaobserwuj, by być na bieżąco z postami ;)
Nie zapomnij zostawić adresu do swojego bloga - z chęcią zajrzę.

Copyright © 2014 Readforrhys , Blogger