Małżeństwo do poniedziałku - Denise Hunter
![]() |
Tytuł:
„Małżeństwo do poniedziałku”
Autor:
Denise Hunter
Wydawnictwo:
Dreams
Tłumaczenie: Joanna
Olejarczyk
Ilość
stron: 346
Moja
opinia: 7/10
|
Z Denise Hunter mam do czynienia
stosunkowo niedługo, nie znam przygód bohaterów pierwszej i
drugiej części serii Chapel Springs, ale to mi nie przeszkodziło,
żeby spróbować poznać jakiś czas temu trzecią, a teraz czwartą.
Jak pewnie wiecie, niedawno miał premierę ostatni tom - „Małżeństwo
do poniedziałku” i to właśnie o nim dzisiaj opowiem.
„Po prostu bądź jej
przyjacielem. Ona tego właśnie teraz potrzebuje.”
Były już Madison, Jude i PJ, więc
przyszedł czas na Ryana. Najstarszy z rodzeństwa McKinley'ów
przewija się przez każdą część, ale jako ostatni doczekał się
swojej historii. Wiemy o nim tyle, że jest już rozwodnikiem, kiedyś
jego żoną była Abby – co takiego się stało, że się rozeszli?
Mimo upływu trzech lat, mężczyzna nadal myśli o swojej byłej
żonie, nie potrafi o niej zapomnieć. Pod pretekstem odwiedzin u
kuzyna Abby, Ryan wykorzystuje fakt, że jej rodzice nie wiedzą o
rozwodzie i zabiera się razem z nią na rodzinną imprezę do
miejscowości, z której wywodzi się Abby. Czy kilka dni udawanego
małżeństwa wystarczy, aby przywrócić dawne relacje?
Przede wszystkim przyznam, że na
początku byłam nieco zdziwiona tym, że rodzice Abby nie wiedzą
nic o jej rozwodzie. Wydało mi się to dziwne, ale jednocześnie
wzbudziło to we mnie ciekawość, by dowiedzieć się dlaczego tak
się stało.
Denise Hunter to jedna z tych autorek,
które potrafią sprawić, że z pozoru błaha i zwyczajna historia
potrafi nas pochłonąć na długie godziny, przy czym nawet nie
zdajemy sobie sprawy z upływu tego czasu, czy nawet z tego, że
koniec zbliża się bardzo szybko. Koniec książki oczywiście ;P
Tak właśnie było w moim przypadku z „Małżeństwem...”,
zaczęłam czytać i wszystko zniknęło. Byłam tylko ja i historia
Abby i Ryana. Wbrew pozorom= nie każda autorka tak potrafi i właśnie
dlatego lubię Denise Hunter – to, co wychodzi spod jej pióra, to
może nie jakieś ambitne pozycje, które zostaną w pamięci na
długi czas, ale sprawiają frajdę w momencie czytania, przyjemność
z śledzenia historii bohaterów.
„Rodzice uczą nas
tego, na co zasługujemy, poprzez to, jak nas traktują.”
„Małżeństwo do poniedziałku”
zaczyna się spokojnie, ale akcja rozwija się dość szybko, autorka
oszczędziła nam kilkudziesięciu stron nudy i czytania o tym, jak
to rozwód podziałał na każdego z tej dwójki na rzecz taktyki
takiej, że owszem, poznajemy ich odczucia, ale w wyniku rozmów. To
mi się spodobało, możliwość poznawania ich wspólnej
przeszłości, ich małżeństwa w większości właśnie z tego, co
oni sami powiedzą. Czasami tylko pojawia się wspomnienie Abby lub
Ryana, które opisuje jakieś wydarzenie sprzed kilku lat, kiedy to
się dopiero poznali, ale występuje to tylko kilka razy. Denise nie
zarzuca nas informacjami, a pozwala wszystkiego stopniowo się
dowiedzieć.
Szczerze przyznam - początkowo nieco
się obawiałam, że wszystko potoczy się zbyt szybko, że raz dwa i
będziemy mieli do czynienia z na powrót zakochaną parą, ale nie,
na szczęście tak nie było. Oboje najpierw muszą przetrawić
przeszłość, a dopiero potem mogą myśleć, co z przyszłością.
A czy im się to uda? No cóż, trzeba trochę poczekać, by się
tego dowiedzieć, tak naprawdę do samego końca nie wiemy, jakie
będzie zakończenie. Ale z pewnością większość będzie miało
domysły :D
Jeśli chodzi o samych bohaterów, to
zdecydowanie bardziej polubiłam Ryana, niż Abby. On wydał mi się
taki... konkretny, zdecydowany, wiedział czego chce. A Abby? Miałam
wrażenie, że nie potrafi się co do tego określić, co myślę,
może mieć związek z jej przeszłością. Właśnie, autorka do tej
historii wplotła trudniejszy wątek i pokazała, jakie to może mieć
konsekwencje na zachowanie w dorosłym życiu.
„Nie mogę się
doczekać, aż spędzę z tobą każde moje jutro [...]”
„Małżeństwo do poniedziałku”
było przyjemną lekturą, którą pochłonęłam z przyjemnością w
dwa dni, przy czym, kiedy odłożę ją na półkę, to za miesiąc,
czy dwa większość szczegółów zwyczajnie wywieje mi z głowy.
Niemniej jednak, jeśli macie ochotę na coś lekkiego, odprężającego
i pokazującego, że mimo iż nie powinno się dwa razy wchodzić do
tej samej rzeki, to czasami warto to przemyśleć – to polecam! :)
Aa i no obowiązkowa pozycja dla fanów Denise Hunter! ;) Jeśli o
mnie chodzi, to „Sezon życzeń podobał mi się bardziej”, ale z
kolei ta książka przebiła „Tylko pocałunek” ;P
Za możliwość
przeczytania bardzo dziękuję:
Do następnego!
Być może kiedyś skuszą się na tę książkę, ale na pewno nie nastąpi to zbyt szybko.
OdpowiedzUsuńRozumiem! :)
UsuńBrzmi bardzo zachęcająco, mimo że rzadko czytuję takie książki, to aż mam na nią ochotę :) Może kiedyś zapoznam się z tą serią :)
OdpowiedzUsuńCałuję!
korpoludka.blogspot.com
Warto spróbować! :D
UsuńDla mnie to też była lekka i bardzo przyjemna książka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na moją recenzję "Małżeństwa do poniedziałku" :)
Grovebooks
Czyli się zgadzamy :D
UsuńOjej, kusisz :)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńTytuł ciekawy :)
OdpowiedzUsuńOj tak, intryguje :D
UsuńCzasami wręcz uwielbiam poczytać takie historie więc kto wie, może jak najdzie mnie ochota :)
OdpowiedzUsuńW takim razie warto spróbować :D
UsuńZobaczymy jak to będzie. Nie lubię historii, które szybko ulatują mi z głowy, bo wtedy oznacza, że jest po prostu przeciętna. Ale może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Od książki strony
Rozumiem! ;) Ale może mimo wszystko warto spróbować samemu się przekonać? :D Może Tobie zostanie w pamięci na dłużej :D
UsuńLubię lekkie książki - a teraz mam na taką wieeelką ochotę. Tytuł zapisałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Cieszę się! :D Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :D
UsuńCzasami potrzebuję takiego niezobowiązującego oderwania ;) Będę tę książkę miała na uwadze :)
OdpowiedzUsuńSuper :D
UsuńDenise Hunter nigdy nie zawodzi :) Przyjemnie mi się czytało tę historię, czekam na nowe książki tej autorki w Polsce :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! :D Ja też czekam :)
Usuń